Głos Wielkopolski
Losowanie lekarza orzecznika w ZUS miało zapobiec przyznawaniu lewych rent. Sprawiło, że pacjenci skarżą się na niekompetencję i złe traktowanie. Chorych bulwersuje zwłaszcza to, że specjalność medyka, który ma oceniać ich stan zdrowia, może nie mieć nic wspólnego z chorobą na którą cierpią. Cierpiący na raka może dzięki ślepemu losowi stanąć przed ginekologiem, jak i ortopedą.
ZUS nie ma sobie nic do zarzucenia. Zasłania się przepisami twierdzi, że losowania nie da się uniknąć.
Dlaczego w ogóle spotkanie z lekarzem orzecznikiem jest źródłem stresu i strachu pyta Andrzej K., mąż Karoliny.
– Moja żona w oczekiwaniu na takie spotkanie nie śpi dwie noce, histeryzuje, a ja odprowadzam ją pod drzwi i dodaję otuchy – opowiada Andrzej.
Kobieta przeszła amputację piersi i węzłów chłonnych, a od dnia operacji cierpi na depresję. Jak mówi, nie tak wyobrażała sobie rozmowę z lekarzami.
– Kazali mi się rozebrać do pasa, a potem wykonywać ćwiczenia. Czułam się jak w Oświęcimiu. Widzieli, jakie jest to dla mnie przykre, ale niczego mi nie oszczędzili, a na końcu usłyszałam, że mogę iść pracować do sklepu– wspomina wizytę przed komisją ZUS.
Małgorzacie Cz., matce dorosłej córki chorej na stwardnienie rozsiane, dzień kontrolnej wizyty w ZUS-ie, pozostanie w pamięci do końca życia. Pamięta każde słowo i intonację głosu lekarki.
– Angelika nie wstaje z wózka, jest karmiona, coraz gorzej mówi. Takiego stanu się nie udaje, to widać z historii choroby, która trwa już wiele lat – opowiada poznanianka.
Dla pani doktor dokumentacja lekarska nie była wystarczająca, więc kazała kobiecie podnosić ręce i nogi. Nic nie pomogły tłumaczenia matki, że od dawna tego nie robi. – Córka prawie nie widzi, ale pani doktor zażądała, aby jej to udowodniła. Kiedy spytałam, dlaczego za trzy lata znów ma się zgłosić na kontrolę, usłyszałam, że „to jest choroba, w której postęp medycyny jest tak duży, że za trzy lata będzie chodziła”. Oniemiałam, bo zaczęłam wątpić w kompetencje lekarza – kontynuuje swoją relację rozgoryczona matka Angeliki.
O podobnych przeżyciach opowiadają również głuchoniemi, którzy co dwa-trzy lata muszą udowadniać, że słuch i mowa im nie wróciły. A przecież, jak twierdzą eksperci, taka osoba nie rozumie, dlaczego lekarze jej nie wierzą. Głuchy nie słyszy, ale wyraźnie wyczuwa niechęć lekarzy orzeczników.
W wojewódzkim oddziale ZUS w Poznaniu tłumaczą, że źródłem tych skarg są restrykcyjne zasady przyznawania rent. Całkowitą niezdolność do pracy i samodzielnej egzystencji przyznaje się dzisiaj rzadko.
ZUS zatrudnia tylko wysokiej klasy specjalistów II stopnia – chirurgów, neurologów, ortopedów. Każdy, zanim zostanie orzecznikiem, przechodzi szkolenia, ale nie „pranie mózgu”.
– W celu niedopuszczenia do pewnych nadużyć, w 2004 roku wprowadzono specjalne procedury kierowania pacjentów na badanie przez lekarzy orzeczników. Staramy się, aby obsługa klientów była na najwyższym poziomie – tłumaczy Marlena Nowicka z poznańskiego oddziału Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.
Polega to na tym, że na dzień przed badaniem komputer losowo przydziela pacjentów do poszczególnych lekarzy. Dopiero w dniu badania lekarz dostaje dokumentację, a pacjent dowiaduje się, do którego pokoju ma się zgłosić. Nie można więc wykluczyć sytuacji, w której neurolog ocenia złamaną kończynę, a ginekolog przepowiada uzdrowienie osobie sparaliżowanej. Czy jednak losowe kojarzenie lekarzy i chorych tłumaczy zachowania niektórych medyków i krzywdzące według klientów decyzje? Przecież nie wszyscy pacjenci korzystają z prawa wniesienia sprzeciwu do wyższej instancji i pójścia do sądu.
– Takich spraw było zawsze bardzo dużo, ale w przypadku odwołań każdy może bronić się sam, a procesy są bezpłatne – podkreśla Przemysław Maciak, poznański adwokat – Mimo to, nie wszyscy poszkodowani kierują swoje odwołania do sądu. Wielu z nich nie zna bowiem swoich praw.
Jak informuje sędzia Jarema Sawiński, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Poznaniu, w zeszłym roku odwołań od decyzji komisji było w poznańskim okręgu (bez Konina i Kalisza) około 4 tysięcy. Osób, które czuły się poszkodowane przez ZUS, było jednak znacznie więcej.